Od wielu lat mawia się, że dziecko zmienia związek. Że po tym, jak pierwsze dziecko przychodzi na świat, wszystko staje się inne - zazwyczaj w wypowiedziach ma to negatywne znaczenie. Chodzi tutaj głównie o to, że przy dziecku nie ma czasu na czułości, no i czasem pojawia się też depresja poporodowa u kobiet, która odbiera wszelkie chęci na jakiekolwiek przyjemności.
Jak to wygląda moim okiem?
Ja i mój mąż poznaliśmy się w 2007 roku, jesienią. Niecały rok później, bo w lipcu 2008 staliśmy się parą i od tamtej pory byliśmy nierozłączni. Mogliśmy rozmawiać godzinami, rozumieliśmy się bez słów, mieliśmy te same zainteresowanie, a nasze charaktery - zupełnie inne - idealnie się dopełniały.
W każdej sferze życia świetnie na się układało. Nie było kryzysów, nie było grubszych kłótni, jedynie lekkie i krótkie spięcia słowne, które owocowały co najwyżej godzinnym milczeniem którejś ze stron, a potem wszystko przechodziło, wracaliśmy do normy. Nigdy nie mieliśmy burzy z piorunami, która skutkowałaby jakimś rozstaniem, albo czymś. NIGDY.
Przyszedł moment, w którym razem zamieszkaliśmy. Do tej pory pamiętam, jak życzliwi znajomi przepowiadali, że w momencie wspólnego mieszkania nie jest już tak kolorowo, pary się kłócą i rozstają. Nic takiego nie miało u nas miejsca. ;)
Potem pojawiły się u nas dwie kreseczki, które były z jednej strony planowane, z drugiej nie. Ale chcieliśmy tego, cieszyliśmy się, że tak się ułożyło nasze życie. Nie mogliśmy się doczekać, kiedy nasza gwiazda pojawi się na świecie i niecierpliwie wyczekiwaliśmy lutego 2013. Łukasz nie bał się swojej nowej roli, ja też nie, czasem mieliśmy jakieś gorsze dni, ale zazwyczaj nie pokrywały się one ze sobą - w sensie, kiedy ja miałam gorszy dzień, on miał dobry dzień i mnie pocieszał, no i na odwrót. Mimo problemów z pracą i finansami, było dobrze. Byliśmy spokojni.
W końcu. 07.02.2013 o godzinie 8:15 Oliwia wkroczyła w nasze życie.
Nastał trochę trudniejszy dla nas czas. Ja byłam wiecznie zmęczona, Łukasz pracował, nie miałam możliwości odpoczynku, nie było kiedy się zrelaksować. Życie się zmieniło, skończyła się wolność - człowiek zawsze potrzebuje czasu, aby przywyknąć do nowej sytuacji i my nie byliśmy wyjątkami od tej reguły. Do tego wszystkiego doszły problemy z karmieniem. Było ciężko. Byłam jak burza, ciskająca piorunami w mojego ukochanego, a on nie mógł z tym nic zrobić. Starał się być spokojny, tłumacząc sobie, że to hormony mną sterują, ale nie zawsze się dało. Przyznaję, że to ja byłam zapalnikiem. Kłóciliśmy się, było trochę milczenia, ale nie było tragedii, tak generalnie. Nie rzucaliśmy w siebie czajnikami i szafkami... ;) Nigdy nie przyszło nam do głowy, aby się rozstać. Mój luby był cierpliwy w stosunku do mnie i jestem mu za to wdzięczna, bo nie każdy facet rozumie, że w takich momentach kobietą sterują hormony.
Wszystko minęło, jak ręką odjął, gdy przekroczyliśmy magiczny próg 6. tygodni od urodzenia małej - skończył się połóg, skończyły się wybuchy hormonalne, a my wróciliśmy do normy. Wszystko zaczęło się stabilizować. Problemy zaczęły odchodzić, rozpływać się, wspólnymi siłami je rozwiązywaliśmy. Zdążyliśmy się już przyzwyczaić do nowej rzeczywistości i powoli stabilizowaliśmy sobie plan dnia, gdzie zawsze znajdowała się chwila czasu dla siebie.
W lipcu 2013 wzięliśmy od dawna planowany ślub. To była tylko formalność, bo tak naprawdę od dawna żyliśmy jak małżeństwo - do tej pory śmiejemy się, że chodziło tylko o to, żebyśmy mieli to samo nazwisko. ;)
Gorszy okres zanotowaliśmy więc tylko krótko po urodzeniu się małej. Przez te wszystkie lata naszego związku jedynie moja burza hormonalna lekko nami zatrzęsła, ale tylko i wyłącznie lekko. Nasz związek miał i ma silne filary, których nie da się zniszczyć. Byliśmy ze sobą ponad 4,5 roku, gdy przyszła na świat nasza córcia i znaliśmy się już jak łyse konie, bo mieszkaliśmy ze sobą od jakiegoś czasu i spędzaliśmy ze sobą większość doby.
Mój wajking taki szczęśliwy... :D A w rzeczywistości po prostu mega zmęczony po pracy. ;) |
Czy zatem dziecko zmienia związek?
Zmienia. Na lepsze. Wg mnie, nasz związek wszedł na inny pułap. Przestał być romantycznym związkiem dwojga młodych ludzi, a stał się silnym, dojrzałym związkiem dwojga małżonków i rodziców. Przyjście na świat naszej córki wzmocniło nas. Gdy patrzę teraz na mojego męża i widzę, jakim wspaniałym jest ojcem, to pękam z dumy i wiem, że kocham go najmocniej, jak mogę. Wiem, że nigdy mnie nie zawiedzie i wiem także, że on myśli tak samo o mnie. Oliwka jest naszym oczkiem w głowie, oboje mamy kota na jej punkcie, bo jest fantastycznym dzieckiem. Nie zawsze jest idealnie, bo spięcia słowne wciąż się pojawiają, ale to tylko spięcia. ;) Wciąż się uzupełniamy - gdy ja jestem zmęczona i nie mam cierpliwości, on przejmuje stery. I na odwrót.
W dalszym ciągu rozumiemy się bez słów, wciąż możemy przegadać pół nocy o duperelach, czasem mamy ochotę na nocną sesję w Heroes3 albo Diablo2, bo uwielbiamy takie rzeczy, ale brakuje na to czasu. ;) Uzupełniamy się, nie mówiąc już o tym, jak nam się układa w sprawach łóżkowych (jest idealnie). ;)
Nie pojawiło się żadne znudzenie sobą nawzajem, ani też miłość do dziecka nie przysłoniła nam miłości do siebie wzajemnie. Umiemy rozgraniczyć te uczucia i żadne nie jest w stanie zdominować drugiego, choć wiadomo, że dziecko jest i będzie najważniejsze, to ona jest zawsze na pierwszym miejscu.
Nie pojawiło się żadne znudzenie sobą nawzajem, ani też miłość do dziecka nie przysłoniła nam miłości do siebie wzajemnie. Umiemy rozgraniczyć te uczucia i żadne nie jest w stanie zdominować drugiego, choć wiadomo, że dziecko jest i będzie najważniejsze, to ona jest zawsze na pierwszym miejscu.
Tak to wyglądało i wygląda u nas. A jak jest u Was?
Z jednej strony Wam zazdroszczę tej miłości, a z drugiej, to uwielbiam być singielką i zdecydowanie wszelkie romantyczne sprawy zostawiam innym - za to lubię o nich poczytać :) Wzruszyła mnie Wasza historia, serio :) Jesteście świetną parą i rodziną, oby do końca i bez przeszkód! :)
OdpowiedzUsuńDziękujemy! :-*
Usuń